Kategoria informacji: Blog

Pytania o życie

Warto stawiać sobie pytania i w swoim sercu szukać na nie odpowiedzi. Nie trzeba się śpieszyć. Warto sobie spokojnie rozpisywać siebie, a owoce refleksji brać na osobistą modlitwę. Odpowiadanie na te pytania, to coś jak nurkowanie w siebie, w głąb swoich przeżyć, postaw, uczuć, pragnień, lęków itp. skala (1-10) ma pokazać rozmiar danej kwestii w moim życiu, czy czegoś jest dużo (np. 8), czy mało (np. 2) czy średnio (np. 4). Warto się temu wszystkiemu przyjrzeć. spojrzeć na siebie w kontekście ludzi, z którymi żyję, ludzi, od których uciekam, jak mi jest z samym sobą, ale przede wszystkim jak mi jest z Bogiem. Myślę, że to fajna sprawa do pracy indywidualnej jak i pracy w grupie.

Życzę skoku szczupakiem w głębiny swojego serca 🙂
pozdrawiam
Br. Przemysław Kryspin OFMCap

 

1. Czy jestem obecnie szczęśliwy? 

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij) …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

2. Czy czuję się kochanym?

skala…………….. (1-10) 

TAK (wyjaśnij) …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

3. Czy czuję się wolnym?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij) …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

4. Czy podobam się sobie?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij) …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

5. Czy jestem złośliwy?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij) …………………..

NIE (wyjaśnij)……………………….

6. Czy potrafię współczuć?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

7. Czy żyję w lęku?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

8. Czy mogę powiedzieć uczciwie, że kocham Kościół?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

9. Czy rozwijam swoje uzdolnienia?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

10. Wartość modlitwy (kontaktu z Bogiem) w moim życiu?

Skala ………… (1-10)

TAK (wyjaśnij …………………..

NIE (wyjaśnij) ……………………….

11. Jakie są moje główne pragnienia (marzenia)?

OPISZ JE ………………………

Komfort jest wrogiem

Między tym co słyszę, a tym co widzę.

Nasze życie jest zmaganiem. Brakuje nam czasu, brakuje pieniędzy, brakuje motywacji. Z jednej strony słyszymy: jestem zmęczony, albo to nie ma sensu, ale z drugiej strony widzimy, że ciągle staramy się za mało i mamy pretensje, że pracujemy tak ciężko i dlaczego ciągle jesteśmy zmęczeni?

Odpowiedź na to i inne pytania szukamy w ekonomii, w naszych kompetencjach lub w warunkach zewnętrznych. Odpowiedź znajduje się jednak w nas. Kiedy konfrontujemy się z tym faktem rodzi się pytanie: no to, co mam ze sobą zrobić, aby przełamać ten wewnętrzny impas i to zawieszenie miedzy skrajnościami.

Rada brata Łukasz brzmi: pracuj nad sobą ciężko!

I tu się wszyscy wyłączają.

Zastanówmy się jednak nad tym prostym stwierdzeniem.

Sposób na otyłość

Weźmy pierwszy sztampowy przykład. Spotykamy w księgarniach miliony książek o diecie i zdrowiu. Istnieją całe magazyny pigułek i lekarstw na odchudzanie. Wiecie, co naprawdę pomaga w schudnięciu jeśli jesteś otyły? Ciężka praca i lepsze odżywianie się. Czyli ciąg woli i dyscypliny. Nikt jednak nie chce takiej odpowiedzi. Każdy chce tabletki – oczekuje natychmiastowego rozwiązania. Niektórzy mówią: ja już próbowałam sześciu różnych sposobów na odchudzanie i żaden nie pomógł, ale tak naprawdę to nie program nie działa, ale ktoś nie działa.

Czy pracujesz naprawdę intensywnie?

No, ale to niegrzeczne i takie bez miłosierdzia powiedzieć komuś, musisz pracować ciężkiej. Przecież, chcemy, aby wszystko było łatwiejsze.

Przychodzi bogaty młodzieniec do Jezusa i pyta się, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Jezus mówi: zachowuj przykazania. Więc młodzieniec odpowiada, że już to robi, więc Jezus daje mu kolejne wymaganie: sprzedaj wszystko co masz i chodź za mną.

Gdzieś w tyle głowy możemy się zastanawiać: to, co przykazania to za mało? nie działają? trzeba zrobić coś więcej?

Kiedy się kogoś pytam, czy pracujesz intensywnie nad sobą, odpowiada: tak pracuję! Czasami jednak unikamy tego słowa intensywnie. To, że czytasz książkę lub chodzisz na wspólnotę, czy też czytasz Biblię, nie oznacza że pracujesz intensywnie – efektywnie.

Prawdziwy rozwój, a ból życia

Jeśli chcemy się rozwijać duchowo, nie możemy dążyć do komfortu. Wielu z nas dąży do niego także w życiu duchowym. Niektórzy mówią: nie mogę się skupić na modlitwie, albo jestem taka rozproszona. Tak jakby chcieli, aby modlitwa była jak włącznie światła: szybka i natychmiastowa. Bo jest w nas fałszywe przekonanie, że modlitwa musi być przyjemna i milutka.

Nie czytam Pisma Świętego, bo zadaje nam ono ból, jak miecz obusieczny. Skoro nie daje mi komfortu, to nie czytam. Nie rozmawiamy z tymi, którzy są dla nas nie mili, bo czuję się przy nich gorszy, albo poniżony. A gdyby skonfrontować się z nimi? Na początku było by ciężko, ale później mogłoby się okazać, że zyskujemy pewność siebie, że znikają lęki wobec nich.

Ciepłe łóżeczko

Komfort jest wrogiem. Nie możemy rozwijać się czyli zyskiwać i jednocześnie nie tracić. Komfort, czyli te symboliczne ciepłe łóżeczko, ciepłe bambosze i ciepła zupka zatrzymują nas w miejscu. Wraca tutaj stare pojęcie chrześcijańskiej ascezy jako walki z wadami.
Widać, to w spotkaniu Jezusa z młodzieńcem. Jezus wybija z go z komfortowego życia, nie po to, aby pokazać młodzieńcowi, że jest nikim. Stawiając wymagania i wyzwania daje mu możliwość rozwoju.
Jezus daje młodzieńcowi: misje (sprzedaj wszystko), paliwo na drogę (pragnienie królestwa) i ścieżkę (chodź za mną).

Komfort jest wrogiem rozwoju. Można nawet powiedzieć, że to właśnie dyskomfort jest przyjacielem rozwoju. Jeśli czujesz, że to, co ważne boli, to może oznaczać, że jest wartościowe, że nie możesz się poddać. Ciężko i intensywnie pracuj z Bogiem, a osiągniesz pokój i radość. Często jednak powracaj do kwestionowania tego, czy to jak pracujesz nad sobą można nazwać intensywnie – dogłębnie.

brat Łukasz Pyśk

Kościół potrzebuje mężczyzn

Donald Turbitt

Donaldzie, przyjechałeś do Polski z serią konferencji, na których, inaczej niż ma to zazwyczaj miejsce w duszpasterstwie, większość stanowią mężczyźni.

Dzieje się tak pewnie dlatego, że zostało mi powierzone dzieło duszpasterstwa mężczyzn. Wspólnota, której jestem koordynatorem: Mężczyźni Świętego Józefa — właściwie teraz Men of St. Joseph International [Międzynarodowa Wspólnota Mężczyzn Świętego Józefa] — to grupa mężczyzn, w zasadzie ruch, tworzący już międzynarodowe duszpasterstwo. W pewnym sensie nasz ruch liczy sobie dopiero rok (rok temu złożyłem wniosek w Rzymie o uznanie nas za międzynarodową organizację zrzeszającą mężczyzn) — ale ja sam jestem zaangażowany w duszpasterstwo mężczyzn od dwudziestu pięciu lat. Pracowałem przez dwadzieścia lat w mojej diecezji, a wcześniej — z ekumeniczną grupą mężczyzn o nazwie Promise Keepers [Dotrzymujący obietnicy]. Moim zdaniem idea ruchu mężczyzn stanowi jeden z najważniejszych punktów odnowy Kościoła. Obecnie 20—25% katolików uczestniczy w niedzielnej mszy świętej i większość z nich to kobiety i dzieci. Mężczyźni w USA — jak też w całej Europie — mają problem, bo są przekonani, że kościoły są pełne dzieci i kobiet. Kobiety tak nie uważają, ale naprawdę dominują w Kościele. W konsekwencji mężczyznom wydaje się, że ceną za życie duchowe musi być częściowa utrata własnej męskości.

Duszpasterstwo mężczyzn może uświadomić im, że nie jest to wcale konieczne i że mężczyźni istotnie pełnią w Kościele role przywódców. Tak jest to zorganizowane i taka powinna być struktura rodziny: mężczyźni mają prowadzić resztę rodziny do Chrystusa. W większej części zachodniego świata tak się nie dzieje; to raczej matki i żony są źródłami duchowości w rodzinach. Dlatego nasz wysiłek idzie w kierunku udzielenia mężczyznom pomocy w nawiązaniu osobistej relacji z Chrystusem, aby potem mogli wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje rodziny.

Dlaczego Kościół potrzebuje mężczyzn?

Taki jest plan Boży. Od samego początku. Mężczyzna został stworzony, aby zarządzać swoją rodziną. Nie rządzić, ale zarządzać. Mężczyzna jest sługą-przewodnikiem swojej rodziny. Jako taki potrzebuje mądrości od Boga. Nie może sam spełniać tego zadania, nie może oprzeć się tylko na naturze. Mężczyzna jest z natury samolubny. I leniwy. Takie są jego naturalne cechy.

Ale kiedy patrzymy na Chrystusa, który jest naszym wzorem, widzimy plan Boży od samego początku — że mężczyzna ma brać odpowiedzialność za swoją rodzinę i być dla niej sługą-przewodnikiem. Tylko w taki sposób czujemy się spełnieni jako mężczyźni; czujemy, że nasze życie ma jakąś wartość. Większość mężczyzn nie zdaje sobie z tego sprawy w sensie intelektualnym. Dochodzą do wniosku, że ich marzeniem jest zarobić fortunę, często uprawiać seks i dobrze się bawić. Tak większość mężczyzn pojmuje radość — tymczasem takie życie nie przynosi spełnienia.

Spotykasz mężczyzn w różnych zakątkach świata — czy wszyscy oni mają podobne problemy?

Głoszę Ewangelię w dwudziestu różnych krajach, ale różnice między mężczyznami są bardzo małe. Mamy te same potrzeby. Kiedy podróżuje się po świecie, jasno widać to, że stanowimy jedno ciało: Ciało Chrystusa. Istnieją pewne różnice kulturowe, widoczne choćby w sposobie wychowywania dzieci — ale prawda jest taka, że wszyscy mamy te same pragnienia, tego samego Boga. To nas łączy. Różnice między krajami i potrzebami mężczyzn są bardzo małe.

Zapewne stąd tak uniwersalny patron dla wszystkich miejsc i czasów jak święty Józef, ale czy wspólnota ma jakieś inne wzorce świętych, których uznaje za swoje ideały?

Właściwie nie mamy innych postaci-przykładów, pokazujących, czym jest męskość. To jeden z naszych problemów: nie mamy dobrych przykładów tego, co oznacza bycie równocześnie świętym i męskim. Problem polega na tym, że w filmach modelem męskości jest „macho”, szorstki facet — a to nie jest dobry przykład. Pierwszym jednak mężczyzną (przed św. Józefem) — tym, którego głosimy — jest Jezus Chrystus. On jest tym najważniejszym mężczyzną, tym jedynym, którego możemy brać za przykład.

Co się tyczy większości pozostałych wzorców osobowych… Kiedy w wieku dwudziestu ośmiu lat przeżyłem nawrócenie, zastanawiałem się, w jaki sposób mam się stać człowiekiem duchowym. Byłem wówczas strażakiem; strażacy uważają, że mają w sobie męskość. Tkwi ona jednak głównie w ciele, nie w duchu. Nie wiedziałem, kogo mam naśladować, za kim mam iść, kto jest naprawdę święty. Widziałem to tak: kapłani są o wiele lepiej wykształceni niż większość mężczyzn — więc to ich od nich oddziela. Nigdy nie mają brudnych paznokci, zawsze są czyści. Nie myślą o zarobku, nie mogą współżyć — a pieniądze i seks to w pojęciu młodego chłopca dwie najważniejsze rzeczy. Jak więc mogę odnaleźć w kapłanie wzorzec do naśladowania? Nie chciałem żyć w taki sposób. Nie mogłem więc znaleźć dla siebie żadnego wzorca. Zacząłem czytać Biblię. Jezus był jedynym mężczyzną, za którym mogłem pójść.

W waszej formacji kładziecie mocny nacisk na postać Chrystusa, a program życia waszej wspólnoty nazywa się „Siedemdziesiąt dwie godziny do zmartwychwstałego życia”. Czy mógłbyś wyjaśnić co kryje się za tymi słowami?

To zasada życia w naszej wspólnocie. Według niej członkowie wspólnoty poświęcają jej siedemdziesiąt dwie godziny rocznie. Oznacza to, że spotykamy się raz w miesiącu. Korzystamy wtedy z pomocy książki Pt. Signpost [Drogowskaz]. Zawiera ona czytania biblijne, teksty z katechizmu oraz różnego rodzaju pytania inspirujące do refleksji, jak człowiek zareagowałby w określonych sytuacjach. Jest to więc nauka o modlitwie, o sakramentach i o życiu rodzinnym — o tego rodzaju rzeczach — i zajmuje tylko dwie godziny miesięcznie (czyli w sumie dwadzieścia cztery godziny rocznie). Poza tym raz w roku jedziemy na sześciogodzinną konferencję, organizowaną zawsze w sobotę. W sumie przeznaczamy na to wydarzenie cały dzień. Słuchamy wówczas zaproszonych gości — mężczyzn wygłaszających prelekcje na przeróżne ciekawe tematy związane z katolicyzmem. Oprócz tego są jeszcze rekolekcje, także raz w roku. Mogę powiedzieć z doświadczenia, że większość katolickich mężczyzn w Stanach Zjednoczonych nigdy nie była na rekolekcjach — nigdy albo prawie nigdy. Zatem w naszym odczuciu dla większości z nich jest to prawdziwa życiowa zmiana: że mogą wyjechać na weekend i posłuchać dobrych wykładów na tematy katolickie. Tematy chcemy ustalać odgórnie wraz z liderami, tak aby na całym świecie we wszystkich grupach dane rekolekcje odbywały się po tej samej linii, dotykały tych samych kwestii. Są to czterdziestodwugodzinne weekendowe sesje. Kiedy doda się te wszystkie godziny, otrzymujemy tytułowe siedemdziesiąt dwie godziny. Ponieważ Jezus zmartwychwstał po trzech dniach, nazwaliśmy nasz program „Siedemdziesiąt dwie godziny do zmartwychwstałego życia” z Jezusem Chrystusem. Mocno wierzymy, że jeśli poprosimy o zaangażowanie w wymiarze jedynie siedemdziesięciu dwóch godzin rocznie, dla wielu mężczyzn odpadnie standardowa wymówka, że nie mają na to czasu.

To podstawowa wymówka dotycząca codziennej modlitwy. Czy istnieje recepta na modlitwę mężczyzny?

Powiem krótko, opierając się na własnym doświadczeniu. Mamy Różaniec. Kiedy ludzie zaczynają wchodzić w modlitwę, zwykle proponuję im, żeby odmawiali Różaniec. Niektórym mężczyznom to się nie podoba, bo pociąga za sobą skupienie na Maryi — czasem mężczyźni mają problem z pobożnością maryjną, z tym zawierzaniem siebie kobiecie zamiast bezpośrednio Jezusowi — ale jest to prosty sposób na wejście w modlitwę.

Wystarcza to na pewien czas, ale potem musimy dojść do punktu, w którym zrozumiemy, że modlitwa jest rozmową z Bogiem. Musimy przeznaczyć czas na słuchanie. Większość ludzi nigdy nie słucha, kiedy się modli, i nie wierzy, że Bóg może do nich przemówić. Próbuję pokazać im, że w naturalnym porządku rzeczy powinni codziennie słyszeć Boga. Zwykle poprzez Pismo Święte. Lubię otwierać Biblię i słuchać Boga w Jego Słowie. Ale słuchanie Boga po prostu w naszych sercach jest bardzo ważne. Modlitwa jest rozmową; nie jest monologiem, ale dialogiem. A kiedy rozmawiamy z kimś ważniejszym od siebie, zwykle chcemy, żeby to przede wszystkim on mówił — my chcemy słuchać.

Ludziom trudno jest po prostu siedzieć i słuchać Boga, bo nie wierzą, że Go słyszą. Nawet jeśli naprawdę Go słyszą, nie rozumieją, nie mają wiary, która by to umożliwiła. Tego więc próbuję uczyć: wzrastanie w modlitwie to coraz bardziej uważne słuchanie Boga.

Od ponad czterdziestu lat codziennie przystępuję do Komunii świętej, codziennie odmawiam Różaniec — korzystam z tych podstawowych narzędzi służących do budowania relacji z Bogiem. Do tego trzeba potem dodać przyzwoite życie modlitewne, czyli stan, kiedy istotnie codziennie spędzamy czas na rozmowie z Bogiem.

To, co mówisz współgra z Rokiem Wiary, który obecnie przeżywamy w Kościele. W jaki sposób można dotrzeć do mężczyzn z tą prawdą?

Przyczyną nieporozumienia w przypadku wielu mężczyzn jest przekonanie, że wiara polega na dobrym zachowaniu; że człowiek święty to ten, który jest cichy i uprzejmy. Próbuję wyjaśniać, że wiara to coś potężnego. Lubię mówić o wierze, która przenosi góry. Chodzi o wiarę, która ma jakiś skutek. Nie o wiarę w coś tam, co znajduje się gdzieś daleko, ale wiarę w Boga, Który jest obecny wśród nas, Który czyni znaki i cuda. Święty Paweł powtarzał, że on głosi Ewangelię, a Bóg potwierdza to głoszenie znakami i cudami, które mu towarzyszą. Zawsze mówię: jeśli masz zamiar głosić Ewangelię, to lepiej niech temu głoszeniu towarzyszą znaki i cuda — bo jeśli tak się nie dzieje, to nie głosisz Jezusa Chrystusa. Bez cudów, bez mocy — to nie jest prawdziwa Ewangelia. Pełnia Ewangelii pociąga za sobą znaki i cuda.

W pewnym sensie w Kościele jedynym cudem, jaki mamy, jest Eucharystia. Ale jeśli ludzie nie wiedzą, czym jest ten cud — a większość katolików nie rozumie cudu Eucharystii — idą do kościoła bez celu. Idą zapłacić ubezpieczenie od ognia: żeby kiedyś nie pójść do piekła. Albo dlatego, że ich ojciec tam chodził. Nie mają żadnej osobistej relacji z Bogiem. Kiedy wchodzi się w taką relację, staje się ona mocą i w życiu zaczyna się dostrzegać cuda. Jeśli nigdy nie widziałeś w swoim życiu cudu, nie wszedłeś jeszcze w pełnię tego, czym jest Kościół.

Dlatego ja chcę o tym mówić, bo to przyprowadzi mężczyzn do Kościoła. Nie chodzi o bycie dobrym. Nigdy nie będziesz wystarczająco dobry. Musisz należeć do Boga. Dlatego chcemy, aby mężczyźni poświęcali swoje życie Bogu, a nie byciu dobrym — bo tego drugiego nigdy nie osiągną.

Dziękujemy za rozmowę.

o. Rozmawiali:
Piotr Hensel OCD,
o. Damian Sochacki OCD
Tłum. Katarzyna Dudek

Duchowość pielgrzyma

Dojrzała osobowość – typ „Pielgrzyma”

Dojrzałą osobowość można metaforycznie określić mianem „pielgrzyma”. To osoba, która jest świadoma celu swej pielgrzymki i wytrwale ku niemu dąży. Nie szuka wygody i łatwych dróg. Nie boi się problemów i trudności, ale stawia im odważnie czoła. Liczy się jego „święte miejsce”, do którego zmierza z wielkim zapałem i miłością. Nowe sytuacje, nowe wezwania nie są dla niego zagrożeniem, przed którym musi się bronić. Wszystko w nim jest podporządkowane celowi jego życia i wartościom, dla których żyje.

Cechy „pielgrzyma” – dojrzałej osobowości

1. Stawia czoła rzeczywistości.

Pielgrzym akceptuje siebie i innych takimi, jakimi są. Jego osobista pewność siebie oraz wiara we własne siły i możliwości pomagają mu w dojrzałym podejściu do życia. Nie ucieka przed problemami, które ono ze sobą niesie w pasywność, lenistwo, obojętność, chorobę, zmęczenie, czy też w nadmiar prac i obowiązków. Raczej umie stawiać im czoła, walczy z nimi, a nie ulegać im, nie poddawać się. Nie przenosi swych problemów na przełożonych, podwładnych czy otoczenie. Umie zaakceptować swoje braki i słabości, dostrzegając jednocześnie pozytywne strony siebie i innych. Pielgrzym umie oddzielić osoby od ich postaw i ideałów, ocenić na ile i w jakiej mierze nimi żyją lub nie.

2. Przeżywa problemy w zgodzie z wyznawanymi wartościami

Przeżywanie negatywnych uczuć (np. gniewu, złości, żalu) nie jest czymś złym. Ważne jest to, co się później z nimi uczyni. Na przykład agresja może być skierowana przeciw innym, by ich atakować, krytykować i oskarżać. Nie zostaje wtedy zintegrowana z całością osoby. „Pielgrzym” umie ją doświadczać w sposób pozytywny, wyrażać w zgodzie z wyznawanymi wartościami (prawdy, szacunku dla innych, sprawiedliwości). Wszystko, co przeżywa wykorzystuje dla własnego rozwoju i budowania wspólnoty. Tak samo postępuje z konfliktami wewnętrznymi, które przeżywa, np. z poczuciem winy, lękiem czy krzywdą.

3. Nie rezygnuje z ważnych dla siebie zasad i ideałów

Zasady moralne, ideały, reguły są po to, by nimi żyć, by je zachowywać i realizować. Jeśli zachodzi potrzeba wyboru między wartościami a własnymi potrzebami czy przyjemnościami, to „pielgrzym” wybiera na pierwszym miejscu wartości. Jednak jego postawa nie ma nic z upartości, sztywności czy zamknięcia, ale jest pełna otwarcia, szacunku i zrozumienia. Wypływa ona z dojrzałości i zdrowej pewności siebie, które sprawiają, że nie musi się bronić przed sobą i innymi. Wartości są dla niego czymś nadrzędnym. Przyjmuje i przeżywa je w sposób wolny, nie czując się do niczego zmuszonym i nie zmuszając innych. Cechuje go elastyczność i kreatywność. Potrafi rozróżnić między tym, co ważne, a co mniej ważne. Rozeznaje, kiedy trzeba się przeciwstawić innym w sposób zdecydowany. Umie także przejść spokojnie, milcząco, z uśmiechem obok pewnych zachowań, jeśli tego wymaga dobro sprawy. „Pielgrzym” nigdy nie poświęca wartości, by ocalić „święty spokój”.

4. Kocha w sposób bezinteresowny.

„Pielgrzym” nie potrzebuje innych ludzi dla własnych korzyści. Dobrze funkcjonuje samodzielnie i potrafi działać o własnych siłach. Kocha innych za to, kim są, nie ze względu na to, co posiadają lub, co od nich otrzymuje. Kocha ich ze względu na Chrystusa, nie szukając niczego w zamian. Umie dawać siebie innym i jest w tym hojny, szczery, nikomu nie żałując sił, zdrowia ani czasu. Jego służba jest szukaniem Boga i dobra człowieka a nie tylko własnego. Otrzymując od innych nie obawia się, że popadnie w zależność, straci swoją wolność. Jest wolny w dawaniu i otrzymywaniu, wolny w służeniu innym i kochaniu ich w sposób autentyczny i bezinteresowny.

5. Jest ufny wobec innych

Akceptacja i pewność siebie pozwalają „pielgrzymowi” przyjmować innych takimi, jakimi są, bez potrzeby i chęci zmieniania ich za wszelką cenę. Jego kontakt z innymi jest pełen ufności i otwartości, bez poczucia zagrożenia. Nie musi obawiać się i kontrolować innych. Nie jest naiwny, jeśli trzeba, umie pewne rzeczy przypomnieć i zdecydowanie powiedzieć. „Pielgrzym” jest przekonany o dobrej woli innych. Zdaje sobie sprawę z ich problemów i trudności. Umie uszanować ich punkt widzenia, choćby był odmienny. Postrzega ich jako swych współpracowników, a nie jako rywali czy przeciwników.

6. Jest wolny wobec przełożonych, podwładnych, rówieśników

Jego związki odznaczają się wolnością i dojrzałością. Nie jest w nich zbytnio zależny lub niezależny. Podejmuje samodzielne decyzje oraz inicjatywy z uwzględnieniem możliwości własnych i innych. Będąc wolnym i dojrzałym pozwala innym czuć się wolnymi i traktować dojrzale. W jego obecności nikt nie czuje się do niczego zmuszanym, ile raczej uszanowanym w swej wolności i inności. Pielgrzym w swoich decyzjach i działaniach kieruje się własnymi przekonaniami i zasadami. Nie działa pod wpływem lęku, presji otoczenia. Daleki jest od konformizmu, działania, bo tak wypada, bo tak chcą inni. Jest wolny wobec przełożonych i podwładnych.

7. Jest stały i krytyczny wobec siebie

Osobę dojrzałą wyróżnia stałość przekonań i postaw. Jest otwarta na wszelkie sugestie ze strony innych. Dokonuje refleksji nad sobą i swoim postępowaniem. Umie przyznać się do swych błędów i słabości oraz przyznać rację innym. Akceptuje ich uwagi. Osoba taka ciągle się odnawia w swym życiu wewnętrznym, w swych postawach, dostosowując się roztropnie do zmieniających się okoliczności. Jej stałość nie oznacza skostnienia, lecz postawę otwartości, konsekwencji i krytycyzmu wobec siebie i innych.

8. Jest wierny wartościom i ideałom

„Pielgrzym” jest wierny ideałom. Nie jest to wierność, by w zamian coś otrzymać, uniknąć przykrych konsekwencji, przypodobać się innym. Racją podstawową przyjmowania wartości jest przekonanie o ich słuszności i wielkości. Dla nich jest gotów ponieść trudy, cierpienia i ofiary. Akceptuje ideały ze względu na ich wewnętrzną wartość i pozwala im siebie przemieniać. Jako chrześcijanin może on powtórzyć za św. Pawłem: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. Ideały, które w pełni uczynił swoimi przekazuje innym.

(Oprac. na podst. Cechy osobowości „PIELGRZYMA” wg o. L.U. Rulli SJ)